Książka „Między niebem a Lou” przyszła do mnie tak niespodziewanie, że w pierwszej chwili myślałam, iż nastąpiła jakaś pomyłka. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, okładka była mi zupełnie obca, a nazwisko autorki pierwszy raz w życiu na oczy widziałam. Ba! Przecież poza Dumasem i „Małym Księciem” nie miałam w ogóle do czynienia z literaturą francuską... (A nie, przepraszam, był jeszcze Molier, ale niezbyt miło go wspominam). Ale żeby akcja rozgrywała się we współczesnej Francji? Dla mnie zupełna nowość. Książka-Enigma, a w końcu nic tak nie pociąga człowieka jak tajemnica, prawda?
Jednak mój zapał trochę osłabł, gdy przeczytałam opis. Wiecie, nie przepadam za takimi rodzinnymi opowieściami. Po tego typu książki sięgam naprawdę sporadycznie, od wielkiego dzwonu. Podobne pozycje na mojej półce mogę policzyć na palcach jednej ręki.
I tutaj „Między niebem a Lou” zrobiło mi jeszcze większą niespodziankę.
Jednak mój zapał trochę osłabł, gdy przeczytałam opis. Wiecie, nie przepadam za takimi rodzinnymi opowieściami. Po tego typu książki sięgam naprawdę sporadycznie, od wielkiego dzwonu. Podobne pozycje na mojej półce mogę policzyć na palcach jednej ręki.
I tutaj „Między niebem a Lou” zrobiło mi jeszcze większą niespodziankę.
Lou i Jo są naprawdę zgodnym, kochającym się małżeństwem. A w zasadzie byli. Bo Lou już nie ma. Umarła, zgasła, odeszła... Nazywajcie to jak chcecie. Zostawiła Jo sam na sam z oddalającą się od siebie rodziną. Z wiecznie niezadowolonym synem, który sam nie wie czego chce. Z synową, która przez wszystkich jest postrzegana jako jędza. Z chorą córką, która pociesza się kolejnymi facetami. Ze skłóconymi wnuczkami.
Pogrążony w żałobie wdowiec musi jakoś ułożyć sobie życie bez ukochanej. Jednak Lou w liście zostawionym u notariusza powierzyła mu tajną misję - Jo ma sprawić by ich dzieci i wnuki były szczęśliwe. Mężczyzna ma na nowo scalić swoją rodzinę.
Tylko czy to jeszcze w ogóle możliwe?
Tylko czy to jeszcze w ogóle możliwe?
W ogóle mnie nie dziwi, że „Między niebem a Lou” trafiła na listę francuskich bestsellerów. Jest to bardzo urzekająca powieść, która bez problemu poruszy nawet najtwardsze czytelnicze serca. Intryguje i oczarowuje od pierwszych stron. Panuje w niej niezwykła atmosfera, pełna miłości, ciepła i tęsknoty, a z drugiej strony na jej stronach kryje się pełno piętrzących się problemów, z którymi bohaterowie nieraz sobie zwyczajnie, po ludzku nie radzą. Autorka porusza wiele trudnych tematów jak radzenie sobie z utratą bliskiej nam osoby, życie z ciężką chorobą oraz trudne relacje rodzinne i małżeńskie, ale też przedstawia nam różne oblicza przyjaźni i miłości.
Świetnym zabiegiem, na jaki zdecydowała się autorka jest oddanie głosu wszystkim bohaterom. Innymi słowy Joseph nie jest jednym narratorem tej opowieści. Wydarzenia poznajemy z perspektywy wszystkich bohaterów, co pozwala nam zrozumieć ich punkt widzenia, wczuć się w ich sytuacje oraz lepiej ich zrozumieć. Autorka ukazuje wpływ śmierci Lou na jej bliskich. Wszystkie postacie często wracają do niej myślami, nawet zwierzają jej się. Jednak to nie wszystko, bo głos zabiera również tytułowa bohaterka, która obserwuje swoich bliskich "stamtąd, gdzie się idzie potem" i wspiera ich z tamtego miejsca.
A warto wspomnieć, że na kartach „Między niebem a Lou” poznajemy cały wachlarz różnych bohaterów. Wszyscy oni mają bardzo złożone charaktery, nie ma ludzi czarno-białych. I muszę przyznać, że autorka tutaj dała mi niezłą lekcje pokory. Pokazuje ona bowiem jak momentami łatwo jest oceniać ludzi zbyt pochopnie. Jak łatwo ludziom przyszywać łatkę, zamykać się na nich, nie próbując ich poznać.
Najbardziej oryginalnym i klimatycznym elementem „Między niebem a Lou” jest miejsce akcji - francuska wyspa Groix. Autorka opisała ją w tak niesamowity sposób, że mam ochotę rzucić wszystko i pojechać tam nawet zaraz. Lorraine Fouchet w niesamowity sposób ukazała jej surowe piękno, bliskość morza, otwartość jej mieszkańców... Powiem szczerze - chciałabym kiedyś zakochać się tak w jakimś miejscu, by móc o nim pisać podobnie.
To nie wszystko! Autorka w swojej powieści dodatkowo wprowadza nas w świat muzyki i kina. Bohaterowie co chwila wspominają utwory z dawnych lat, grają na instrumentach, śpiewają... Widać, że muzyka jest dla nich ważnym elementem codzienności. Na szczęście, dla ułatwienia, na końcu książki możemy znaleźć listę piosenek, jakie pojawiły się na kartach powieści (oraz kilka przepisów). Natomiast dzięki córce Lou i Jo, czyli Sarah, mamy szansę dowiedzieć się naprawdę sporo o sztuce kinematografii, a zwłaszcza o jej historii. Dziewczyna żyje swoją pasją i wprowadza nas w świat włoskiego kina, jeszcze z czasów Mussoliniego.
Dzięki tym elementom bohaterowie stają się nam jeszcze bliżsi i wydają się być prawdziwsi.
Jednak żeby nie było, że tylko tę powieść chwalę - co to, to nie. Mam też pewne zastrzeżenia. Po pierwsze: rozwiązania problemów i tajemnic są przewidywalne do bólu. Nie to żebym się spodziewała nie wiadomo jakiej intrygi na miarę Sherlocka Holmesa, ale to żenujące. Widzicie, to dość irytujące - gdy tylko pojawia się jakaś niewiadoma, to od razu wiadomo, o co chodzi. Serio. To nie wymaga ani dedukcji ani innych technik śledczych. Tu też wypływa pewien minus sposobu narracji - my o wszystkim wiemy. (To czasem łączy się z poprzednim problemem, ale nie zawsze). Gdy dla pozostałych bohaterów dany fakt jest nadal wiedzą tajemną, my już to dawno ogarnęliśmy i przemieliliśmy razy kilka. Dodam też, że niektóre wątki wzięły się troszkę znikąd i też donikąd poprowadziły.
Jednak najbardziej mnie zastanawia pewien fakt. Od małego byłam uczona, że w bliskich relacjach z drugim człowiekiem najważniejsza jest szczerość. Że bez niej nie można budować żadnych więzi. No cóż, to dość ciekawe w kontekście tej książki, bo w niej WSZYSCY KŁAMIĄ. Nie mówię, że ciągle, bez umiaru itd., ale jednak rzuca się to w oczy. Mało tego - bohaterom uchodzi to na sucho. Trochę ten fakt odrobinę irytuje.
„Między niebem a Lou” to rewelacyjna powieść, która łapie za serce. Ma swoje wady, ale mimo to naprawdę warto dać się jej porwać. Czeka na Was ogromna ilość emocji, wiele ciepła i przewspaniały klimat. Jeśli lubicie powieści skupiające się na relacjach rodzinnych z nietuzinkowymi bohaterami, które na dodatek rozgrywają się w wręcz magicznej scenerii, to musicie sięgnąć po tą książkę. A nawet jeżeli to nie są Wasze klimaty - spróbujcie. Ja się nie zawiodłam ;)
Mnie pozostaje już tylko podziękować wydawnictwu Media Rodzina za możliwość przeczytania i zrecenzowania tej książki!
Mnie pozostaje już tylko podziękować wydawnictwu Media Rodzina za możliwość przeczytania i zrecenzowania tej książki!
W P I G U Ł C E
TYTUŁ ORYGINAŁU: Entre ciel et Lou
TŁUMACZENIE: -
DATA WYDANIA: 12 czerwca2017
LICZBA STRON: 352
WYDAWNICTWO Media Rodzina
CYKL: -
OCENA: ★★★★★★★★☆☆ 8 / 10
PRZECZYTANA W RAMACH:-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz