Jakub Ćwiek to jest jeden z moich największych literackich wyrzutów sumienia. Przeczytałam Kłamcę jego autorstwa i... nie byłam w stanie sięgnąć po żadną inną powieść tego autora, tak mnie ta książka zawiodła. No po prostu łapy opadają! I cierpiałam, bo widziałam tyle książek tego pana, którymi się wszyscy zachwycają, a ja co? A ja ciągle tylko o tym Kłamcy myślę. Więc postanowiłam, że przy pierwszej lepszej okazji kupię albo Ciemność płonie, albo Grimm City. Wilk!. Jak widać prędzej napotkałam tę drugą pozycję i od razu wzięłam się za czytanie.
Grimm City wybudowano przed laty na ciele pokonanego olbrzyma. Jego krew ciągle napędza to miasto, a z nieba niemal bezustannie siąpi tłusty, czarny deszcz. Faktyczną kontrolę nad tą metropolią sprawują okrutne gangi, których członkom spust wyjątkowo lekko chodzi. Do niedawna wszystko tam działało według ustalonego przez nich porządku. Wszystko jednak burzy rzekome pojawienie się nowego gracza., które zbiega się w czasie z brutalnym zabójstwem oficera policji Wolfa, który był ściśle powiązany z półświatkiem tegoż miasta. Śledztwo rusza pełną parą, a na jego powodzeniu zależy nie tylko samej policji, ale też właśnie gangom, które czują, że ich czas dobiega końca.
Przede wszystkim muszę przyznać, że nie spodziewałam się czegoś tak dobrego. Autentycznie, jestem w szoku. Autor wykreował naprawdę mroczny, niesamowity świat miasta, w którym na pewno nikt z nas nie chciałby zamieszkać. Ten mroczny, ponury klimat Grimm City wręcz wylewa się z tej książki, kapie smolistą deszczówką na dywan i potem nie chce zejść. Jest to bardzo intensywna, posępna powieść, która w niesamowity sposób przerabia mądre, cukierkowe baśnie na szarą, ponurą rzeczywistość.
Książka nie należy do pozycji prostych łatwych i przyjemnych, ale też nie aspiruje na coś ponad zwykłym gulity pleasure. Od takie mroczne kryminalno-baśniowe czytadło dla zabicia kilku wieczorów. Coś, czego jeszcze nie widziałam, bo chyba każdy kto zna Ćwieka spodziewał się nie kryminału z bajowymi motywami, tylko luźnej wariacji na temat twórczości braci Grimm. Niby podobne pomysły, a jednak jest to coś nowego.
Widzę jednak, że to co tak przeszkadzało mi w Kłamcy musi być charakterystyczne dla tego autora. Najprościej wyjaśniłabym to stwierdzeniem, że historie Ćwieka są kompletnie bez życia. Brakuje mi w jego powieściach jakiejś energii. Co nie znaczy, że nic się na ich kartach nie dzieje. Powiedziałabym raczej, że autor nie potrafi tchnąć w swoje książki jakiegoś dynamizmu i nawet emocjonujące sceny opisuje w drewniany sposób.
Sama fabuła ciągle krąży wokół kilku osób wmieszanych mniej lub bardziej w sprawę zabójstwa Wolfa. Tym sposobem poznajemy artystę-cwaniaka Alfiego, który w całą tę chryję wplątał się prowadząc taksówkę; prowadzących śledztwo komisarza Evansa i agenta NS McShane'a, dziennikarkę jednaj z największych gazet w mieście - Pallę di Neve, wplątanego w różne ciemne interesy bogacza Gragosavlija oraz jego służącego Morta. Każda postać ma swoje pięć minut i możemy poznać wydarzenia z ich perspektywy. Jednakże moim zdaniem ten zabieg wprowadził do powieści tylko dodatkowe zamieszanie. Ta mnogość punktów widzenia przyprawiała o ból głowy i nie wnosiła niczego ciekawszego.
Sam wątek kryminalny jest naprawdę ciekawy i dość zawiły, jednak nie dostarcza aż takich emocji jak powinien. Co bardziej domyślni już w 2/3 powieści mogą domyśleć się zakończenia niektórych wątków.
A samo zakończenie jest po prostu masakryczne. Tak jakby autor stwierdził a co mi tam! nie będę teraz kończyć tej książki ino dorobię kontynuację!. Przez cały czas byłam święcie przekonana, że tu będzie powieść JEDNOTOMOWA. A prze bardzo, zapowiada się, że będzie kolejny tom. Co ciekawe na LC nie ma żadnej informacji na temat tego, żeby Grimm City miało mieć kolejne części.
Mam nadzieję, że niedługo się ten następny tom pojawi, bo muszę przyznać, że bardzo chcę wiedzieć co będzie dalej z bohaterami.
W całej powieści znajdziemy mnóstwo nawiązań do świata baśni braci Grimm i stanowi to chyba najciekawszy aspekt całej tej historii.. Dosłownie potykamy się o nie na każdym kroku. Od samej nazwy miasta (która nie bez powodu powinna nam też kojarzyć się z nazwą Sin City), poprzez kult Bajarza i Świętej Fabuły, aż do skrzywionej postaci Czerwonego Kapturka, która zostaje główną podejrzaną w sprawie o zabójstwo Wolfa, czyli jakby nie było "wilka".
I według mnie naprawdę ciekawą kwestią są wierzenia zawarte w tej powieści. Bajarz jest odpowiednikiem Boga, Święta Fabuła odpowiada Pismu Świętemu, a bracia Grimm - ewangelistom. Do tego wiara ta ma wiele odłamów jak na przykład legendyci, bajanie, epizodyci... Trochę jak katolicy, prawosławni i protestanci. Jest to coś naprawdę oryginalnego i za to autor otrzymuje ode mnie wielkiego plusa.
"Gdy zabijesz zabójcę, rachunek zabójców dla świata pozostaje taki sam", mówił kiedyś Ciemność, superbohater ze słuchowisk radiowych. Ale co, gdy zabijesz ich dwóch? Albo pięciu?
Grimm City wybudowano przed laty na ciele pokonanego olbrzyma. Jego krew ciągle napędza to miasto, a z nieba niemal bezustannie siąpi tłusty, czarny deszcz. Faktyczną kontrolę nad tą metropolią sprawują okrutne gangi, których członkom spust wyjątkowo lekko chodzi. Do niedawna wszystko tam działało według ustalonego przez nich porządku. Wszystko jednak burzy rzekome pojawienie się nowego gracza., które zbiega się w czasie z brutalnym zabójstwem oficera policji Wolfa, który był ściśle powiązany z półświatkiem tegoż miasta. Śledztwo rusza pełną parą, a na jego powodzeniu zależy nie tylko samej policji, ale też właśnie gangom, które czują, że ich czas dobiega końca.
Gdy zaczynasz coś nowego, Alfie, zupełnie nowego, czasem potrzebujesz poczucia, że coś w tym nowym miejscu, nowej rzeczywistości jednak znasz.
Przede wszystkim muszę przyznać, że nie spodziewałam się czegoś tak dobrego. Autentycznie, jestem w szoku. Autor wykreował naprawdę mroczny, niesamowity świat miasta, w którym na pewno nikt z nas nie chciałby zamieszkać. Ten mroczny, ponury klimat Grimm City wręcz wylewa się z tej książki, kapie smolistą deszczówką na dywan i potem nie chce zejść. Jest to bardzo intensywna, posępna powieść, która w niesamowity sposób przerabia mądre, cukierkowe baśnie na szarą, ponurą rzeczywistość.
Książka nie należy do pozycji prostych łatwych i przyjemnych, ale też nie aspiruje na coś ponad zwykłym gulity pleasure. Od takie mroczne kryminalno-baśniowe czytadło dla zabicia kilku wieczorów. Coś, czego jeszcze nie widziałam, bo chyba każdy kto zna Ćwieka spodziewał się nie kryminału z bajowymi motywami, tylko luźnej wariacji na temat twórczości braci Grimm. Niby podobne pomysły, a jednak jest to coś nowego.
Widzę jednak, że to co tak przeszkadzało mi w Kłamcy musi być charakterystyczne dla tego autora. Najprościej wyjaśniłabym to stwierdzeniem, że historie Ćwieka są kompletnie bez życia. Brakuje mi w jego powieściach jakiejś energii. Co nie znaczy, że nic się na ich kartach nie dzieje. Powiedziałabym raczej, że autor nie potrafi tchnąć w swoje książki jakiegoś dynamizmu i nawet emocjonujące sceny opisuje w drewniany sposób.
Sama fabuła ciągle krąży wokół kilku osób wmieszanych mniej lub bardziej w sprawę zabójstwa Wolfa. Tym sposobem poznajemy artystę-cwaniaka Alfiego, który w całą tę chryję wplątał się prowadząc taksówkę; prowadzących śledztwo komisarza Evansa i agenta NS McShane'a, dziennikarkę jednaj z największych gazet w mieście - Pallę di Neve, wplątanego w różne ciemne interesy bogacza Gragosavlija oraz jego służącego Morta. Każda postać ma swoje pięć minut i możemy poznać wydarzenia z ich perspektywy. Jednakże moim zdaniem ten zabieg wprowadził do powieści tylko dodatkowe zamieszanie. Ta mnogość punktów widzenia przyprawiała o ból głowy i nie wnosiła niczego ciekawszego.
Sam wątek kryminalny jest naprawdę ciekawy i dość zawiły, jednak nie dostarcza aż takich emocji jak powinien. Co bardziej domyślni już w 2/3 powieści mogą domyśleć się zakończenia niektórych wątków.
A samo zakończenie jest po prostu masakryczne. Tak jakby autor stwierdził a co mi tam! nie będę teraz kończyć tej książki ino dorobię kontynuację!. Przez cały czas byłam święcie przekonana, że tu będzie powieść JEDNOTOMOWA. A prze bardzo, zapowiada się, że będzie kolejny tom. Co ciekawe na LC nie ma żadnej informacji na temat tego, żeby Grimm City miało mieć kolejne części.
Mam nadzieję, że niedługo się ten następny tom pojawi, bo muszę przyznać, że bardzo chcę wiedzieć co będzie dalej z bohaterami.
W całej powieści znajdziemy mnóstwo nawiązań do świata baśni braci Grimm i stanowi to chyba najciekawszy aspekt całej tej historii.. Dosłownie potykamy się o nie na każdym kroku. Od samej nazwy miasta (która nie bez powodu powinna nam też kojarzyć się z nazwą Sin City), poprzez kult Bajarza i Świętej Fabuły, aż do skrzywionej postaci Czerwonego Kapturka, która zostaje główną podejrzaną w sprawie o zabójstwo Wolfa, czyli jakby nie było "wilka".
I według mnie naprawdę ciekawą kwestią są wierzenia zawarte w tej powieści. Bajarz jest odpowiednikiem Boga, Święta Fabuła odpowiada Pismu Świętemu, a bracia Grimm - ewangelistom. Do tego wiara ta ma wiele odłamów jak na przykład legendyci, bajanie, epizodyci... Trochę jak katolicy, prawosławni i protestanci. Jest to coś naprawdę oryginalnego i za to autor otrzymuje ode mnie wielkiego plusa.
- A wielebny co tam robi pod ścianą? - zapytała zdziwiona.
- Godzi się z losem - stwierdził McShane.
- Na podłodze?
- Bardzo złym losem - uzupełnił McShane.
Baśniowy procedural w stylu noir. Tak chyba najłatwiej jest opisać tę powieść w kilku słowach. Powieść, mimo mojego narzekania na styl Ćwieka, bardzo, ale to bardzo, mi się podobała. Ten mroczny klimat, baśniowe nawiązania i odrobina humoru zjednały sobie moje czytelnicze serducho. Mam nadzieję, że autor wkrótce da jakiś sygnał, że kontynuacja się pojawi, bo zbyt długo bez Alfiego, Evansa i McShane'a nie wytrzymam.
|| OCENA: 7 / 10 | | DATA WYDANIA: 13 KWIETNIA 2016 | LICZBA STRON: 384 | WYDAWNICTWO SQN ||
KSIĄŻKA PRZECZYTANA W RAMACH:
- Wyzwania Czytam Fantastykę organizowanego przez Magiczny Świat Książek
- Wyzwania Klucznik 2016 organizowanego przez Recenzje Ami
Szkoda zakończenie, bo z tego co wcześniej pisałaś to naprawdę świetna książka! Mimo to nawiązania do baśni mnie kupują, chcę poznać. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mam nadzieję, że kiedyś się skuszę. Mam w szkolnej bibliotece jego książki, więc prędzej czy później na pewno przeczytam . ;)
OdpowiedzUsuńJa po książce odczucia miałam bardzo podobne - nakręcanie fabuły Ćwiekowi może nie idzie wybitnie, natomiast nadrabia niesamowitymi pomysłami i zdobywa moje serce tymi motywami baśniowymi. Naprawdę to moja wielka słabość, bo jestem w stanie wybaczyć wszystko za nawiązanie do baśni.
OdpowiedzUsuńPS Nie wiem czy chodziło ci o gulity pleasure, bo szczezrze mówiąc, nie słyszałam nigdy o czymś takim jak guilty ressure (chyba nie ma nawet takiego słowa)
http://ksiegoteka.blogspot.com/
A co do dalszych tomów - ten jest świeżutki, także myślę, że kolejne mogą pojawiać się w ciągu paru miesięcy. Ja również z utęsknieniem czekam!
UsuńTak, oczywiście, chodziło o "gulity pleasure". Teraz widzę jaka mi głupota wyszła ;-; Tak to jest jak człowiek robi coś za szybko - wydawało mi się, że to się w ten sposób pisze i nie sprawdziłam tego XD Eh, noga jestem ;-;
UsuńUwielbiam tego autora, więc tę książkę muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuń