Pages

2.7.17

Podsumowanie maja i czerwca 2017

Servus moi kochani!
Żyję. Serio. Nic mnie nie zjadło ani nie połknęło.
Wiem, że ostatnio haniebnie zaniedbałam świat internetów, no ale bądźmy szczerzy - każdy z nas ma też swoje życie w realu. I jakby nie było to ono jest ważniejsze. Niemniej, już wracam do czynnego blogowania. W końcu wreszcie są wakacje i wreszcie jest na to dość czasu.
Jednak, jeżeli komuś nadal po głowie kołacze się to jedno jedyne pytanie, czyli czemu zniknęłam, już śpieszę z wyjaśnieniami. A mianowicie ostatnie dwa miesiące wyczerpały mi baterie do zera. Maj i czerwiec zgotowały mi istne małe piekiełko. Działo się tyle różnych rzeczy, które wymagały mojego zaangażowania, że nie miałam nawet ochoty zasiadać przed komputerem i pisać postów. Tak, wiem, okropne.
Na szczęście, mam to już za sobą. Za to przede mną dwa cudowne miesiące, podczas których zamierzam czytać, ile się da, oglądać seriale, oraz nadrobić blogowych zaległości. Czy się uda? No cóż, zobaczymy ;)
Jednak puki co może wypadałoby podsumować dwa ostatnie miesiące pod względem czytelniczym. W końcu po co marudzić, skoro można pogadać o książkach? 😉
W maju udało mi się przeczytać sześć książek.

1. „Dziewczyna o siedmiu imionach”  Hyeonseo Lee, David John   8 / 10  >>  520 stron
2. „Ściana burz”  Ken Liu     8 / 10  >>  768 stron
3. „Szachinszach”  Ryszard Kapuściński    9 / 10  >>  176 stron
4. „Tylko umarli wiedzą” Ryszard Ćwirlej     7 / 10  >>  518 stron
5. „Na Zachodzie bez zmian”  Erich Maria Remarque     10 / 10  >>  192 stron
6. „Depesze”  Michael Herr     8 / 10  >>  312 stron

Miesiąc zaczęłam z przewspaniałą „Dziewczyną o siedmiu imionach” Hyeonseo Lee, w której autorka opowiada o swoim życiu i późniejszej ucieczce z Korei Północnej. Jest to bardzo wzruszająca książka, ale jednocześnie niesamowicie wciągająca i trzymająca w napięciu. Pani Lee opowiada o swoich przeżyciach w sposób niezwykle umiejętny - z jednej strony przedstawia nam bardzo wstrząsający obraz rzeczywistości a z drugiej nie przemęcza czytelnika. Dzięki temu, mimo jakże ciężkiego tematu, „Dziewczynę o siedmiu imionach” czyta się świetnie. Dłuższa recenzja pojawi się za jakiś czas.
Potem sięgnęłam po kontynuację moich ukochanych „Królów Dary”, czyli „Ścianę burz” niezawodnego Kena Liu. I muszę przyznać, że mam nieco mieszane uczucia. Nie odnośnie samej powieści, która jest prawdziwym majstersztykiem, tylko... Cóż, mimo tego, że niesamowicie podobało mi się w zasadzie wszystko w tej książce, a powrót na wyspę Dary był dla mnie wspaniałym przeżyciem literackim, nie mogę pozbyć się wrażenia, że ta kontynuacja nie była mi potrzebna do szczęścia. A z drugiej strony widać, że autor dopiero teraz przechodzi do właściwej fabuły cyklu „Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu”, a „Królowie Dary” byli bardziej prequel tej serii. Nie wiem, chyba bardziej ugruntuje sobie opinię o tym dopiero, kiedy dostanę w swoje łapki kolejny tom.
Następnie przeczytałam „Szachinszach” Ryszarda Kapuścińskiego, głównie ze względu na to, jak bardzo oczarowały mnie „Podróże z Herodotem” tego autora. I muszę przyznać, że znów zachwyciłam się warsztatem tego pana oraz jego sposobem opowiadania historii. Z tego co wiem, nie wszystkim on pasuje, ale dla mnie jest idealny! Jednym słowem - przeczytam wszystko, co wyszło spod pióra Kapuścińskiego.
Kolejną przeczytaną przeze mnie w maju powieścią było „Tylko umarli wiedzą” Ryszarda Ćwirleja, czyli kontynuacja przygód komisarza Antoniego Fischera, którego mieliśmy szansę poznać w „Tam ci będzie lepiej”. Innymi słowy - typowe kryminadło w stylu retro, osadzone w czasach II Rzeczypospolitej, z drobnym wątkiem szpiegowsko-politycznym. Jednak, jeśli mam być szczera pierwszy tom tej serii podobał mi się zdecydowanie bardziej. Może to kwestia zbyt dużego przeskoku czasowego między częściami (11 lat bodajże), a może zmiany miejsca akcji z mojego ukochanego Poznania na Piłę (a raczej Schneidemühl). Nie wiem, ale mam nadzieję, że kolejna część bardziej mi się spodoba, bo bardzo polubiłam bohaterów.
Dodatkowo w maju w końcu przeczytałam „Na Zachodzie bez zmian” Remarque'a, na które czaiłam się od naprawdę dawna. Motywacją okazał się dla mnie fakt, że akurat omawialiśmy na historii I wojnę światową i byłam „na świeżo” w temacie. Chciałam sobie uzupełnić obraz tej wojny. Przyznać muszę jedno - drugiej tak ponurej, smutnej, ale i mądrej książki ze świecą szukać. To niesamowity obraz młodych Niemców, których I wojna światowa dotknęła w sposób szczególnie bolesny, odbierając im nie tylko przyjaciół i zdrowie, ale także młodość - czas, który powinien ich ukształtować. To niesamowicie depresyjny obraz „straconego pokolenia”, ale też bardzo ważna książka, którą powinni przeczytać wszyscy, którzy nie widzą, bądź nie chcą widzieć, co niesie za sobą wojna.
Ostatnią książką przeczytaną przeze mnie w maju były „Depesze” Michaela Herra, czyli reportaż o wojnie w Wietnamie. Będąc szczerą, muszę się Wam przyznać, że moje wiadomości o tym konflikcie pochodzą głównie z „Forresta Gumpa”... Taa, powalające źródło wiedzy. To znaczy ogólny zarys sytuacji znam, ale nie jestem bardzo obeznana z tematem. I przyznaję się bez bicia, że przez to nie do końca kumałam, co się pod względem taktycznym w tej książce dzieje. Ale myślę, że autor znacznie bardziej chciał przekazać swoim czytelnikom proste przesłanie - „War is hell”. I właśnie taki obraz wojny wyłania się z jego reportażu. Dla mnie była to całkiem dobra pozycja, ale pod względem pacyfikacyjnym znacznie bardziej przemówił do mnie Remarque. Może też ze względu na to, że I wś jest nam bliższa, niż wojna w Wietnamie...



W czerwcu przeczytałam również 6 książek. Niestety, połowa niezbyt mi się podobała :/

1. „Historia bez cenzury 2. Polskie koksy”  Wojciech Drewniak   9 / 10  >>  304 stron
2. „Dwór mgieł i furii”  Sarah J. Maas     6 / 10  >>  768 stron
3. „Czerwień rubinu”  Kerstin Gier    6 / 10  >>  344 stron
4. „Cmętarz zwieżąt” Stephen King     6 / 10  >>  424 stron
5. „Cesarz”  Ryszard Kapuściński     8 / 10  >>  170 stron
6. „Opowieść o dwóch miastach”  Charles Dickens     10 / 10  >>  600 stron

Czerwiec zaczęłam z „Historią bez cenzury 2” autorstwa Wojciecha Drewniaka. Chyba wszyscy zgodzą się, że nie ma w Polsce drugiej osoby, która potrafiłaby tak ciekawie opowiadać o historii jak właśnie pan Wojtek. Tym razem autor przybliżył nam sylwetki jedenastu „polskich koksów” takich jak chociażby Zawisza Czarny, generał Rozwadowski, czy rotmistrz Witold Pilecki (tak, wszyscy wiedzą, że został mianowany pułkownikiem, ale i tak każdy mówi „rotmistrz” i co ja mogę?). Jak zwykle zrobił to z humorem i w stu procentach na luzie. Szczerze polecam nie tylko książki tego pana, ale także sam kanał HBC na YouTube.
Potem sięgnęłam po ciąg dalszy przygód Feyry, czyli „Dwór mgieł i furii”... Wiem, że wchodzę na grząski grunt i możliwe, że narażę się wielu osobom, ale dla mnie ten cykl jest zwyczajnie słaby. Nieporównywalnie bardziej przypadł mi do gustu „Szklany tron”. Nie będę ukrywać, że jest to zasługa głównie bohaterów. Matko i córko, jak mnie w tej książce wszyscy wkurzali! Oczywiście, z Feyrą na czele. Dla mnie jest to druga najbardziej irytująca postać w literaturze, jaką do tej pory spotkałam (Gosi z „Szeptuchy” nic nie przebije -,-'). Po kolejne tomy sięgać nie zamierzam - muszę szanować moje biedne nerwy, które nie wytrzymają dłużej z Feyrą, Rhysem, Tamlinem i całą resztą ferajny -,-'
Następnie wydawnictwo Media Rodzina zrobiło mi niespodziankę i dostałam od nich do recenzji „Czerwień rubinu” Kerstin Gier. Totalnie z zaskoczenia, nawet nie zapytali mnie o zdanie. Nie to żebym kręciła nosem, ale jest pewien problem. Mianowicie taki, że już całą „Trylogię czasu” przeczytałam x lat temu. Co za tym idzie, znam te wszystkie niesamowite twisty fabularne, które pojawią się w następnych tomach. A uwierzcie mi, że czytanie tej książki po raz wtóry jest średnią przyjemnością. Zwłaszcza, że z perspektywy czasu... No cóż, gdy miałam 13 lat ta powieść mnie naprawdę zachwyciła. Teraz, gdy mam już wiosen szesnaście łagodnie mówiąc nie jest już tak różowo... Więcej znajdziecie w recenzji, która pojawi się w przyszłym tygodniu ;)
Potem w końcu zabrałam się za Kinga i jego kultowy „Cmętarz zwieżąt”. W skrócie opowiada on o rodzinie, która przeprowadza się do domu znajdującego się w sąsiedztwie tytułowego "cmętarza", na którym od lat dzieciaki chowały swoje zwierzątka. Oczywiście, potem zaczynają się dziać różne straszne rzeczy, o których już rozpisywać się tutaj nie będę. Jeżeli mam być szczera, to spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Może nawet troszkę straszniejszego. A dostałam powieść, która była nudna i nijaka. No cóż, przynajmniej przekonałam się, że King nie jest dla mnie. Zupełnie nie pasuje mi ani jego styl opowiadania historii, ani pióro.
Kolejną przeczytaną przeze mnie w czerwcu książką był „Cesarz” Kapuścińskiego. I nie będę się tutaj powtarzać, bo wszystko, co miałam do napisania o tym panu już napisałam. Jestem zachwycona jego reportażami i zamierzam przeczytać wszystkie, jakie znajdę.
Natomiast miesiąc skończyłam z „Opowieścią o dwóch miastach” Charlesa Dickensa. I szczerze mówiąc, jeszcze nie pozbierałam się po jej skończeniu. Nawet jeszcze nie wiem, co mogłabym Wam o niej napisać. Dickens tak mnie wzruszył (mimo że domyśliłam się zakończenia), że nadal jak myślę o tej książce, moje literackie serduszko krwawi. Pokochałam wszystkich bohaterów i ciężko mi było się z nimi rozstać... A ostatni rozdział... Nadal jak o tym myślę, to nie wiem, co ze sobą zrobić...
W każdym razie polecam Wam tę pozycję z całego serducha... a ja muszę jakoś wyleczyć kaca po niej.


A teraz to, co tygryski lubią najbardziej, czyli zbiorczy bookhaul z maja i czerwca :) A ogółem w ciągu tych dwóch miesięcy przybyły do mnie aż 22 pozycje. Wynik rozbrajający, ale spora część z tych książek to prezenty, a więc spokojnie - jeszcze nie jest ze mną aż tak źle.
Nie układałam tych książek chronologicznie, a raczej bardziej tematyczno-kolorystycznie. 

Powyżej widzicie wynik mojego nagłego zainteresowania się literaturą faktu. Nabrałam ostatnio ochoty właśnie na reportaże z możliwie jak najdalszych zakątków, a że w mojej biblioteczce nie miałam zbyt wiele takich pozycji, musiałam zaopatrzyć się w zapasik ;) Tym sposobem w moje łapki wpadły: „Zabójca z miasta moreli” Witolda Szabłowskiego (zbiór reportaży z Turcji), „Ziarno i krew” Dariusza Rosiaka (reportaż dotyczący prześladowanych bliskowschodnich chrześcijan), „Światu nie mamy czego zazdrościć” Barbary Demick (zbiór rozmów z uciekinierami z Korei Północnej), „W oblężeniu” również Barbary Demick (reportaż o wojnie w Jugosławii), „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” Swietłany Aleksijewicz (czyli o kobietach walczących podczas "wojny ojczyźnianej", dodatkowo autorka otrzymała nagrodę Nobla), „Izrael już nie frunie” Pawła Smoleńskiego (zbiór reportaży na temat Izraela), „Nagość życia” Jeana Hatzfelda (o ludobójstwie Tutsich przez Hutu w Rwandzie; nabyłam go głównie dzięki „Ocalonej aby mówić”, która rónież opowiadała o tych wydarzeniach i wywarła na mnie olbrzymie wrażenie).
Wszystkie te reportaże niesamowicie mnie ciekawią, ale myślę, że w pierwszej kolejności sięgnę po „Zabójcę z miasta moreli”, „Ziarno i krew” oraz „Światu nie mamy czego zazdrościć” - ich tematyka najbardziej do mnie przemawia.

„Zimowego monarchy” Bernarda Cornwella nie mogłam sobie odmówić. Zwłaszcza, że po „Przygodach Merlina” mam pewną słabość do legend arturiańskich ;) A dodatkowo, spójrzcie tylko na to przepiękne wydanie! Te złote elementy, ta przepiękna okładka *.* Żadna sroka okładkowa nie może sobie tej pozycji odpuścić! „Grimm City. Bestie” Jakuba Ćwieka to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie kontynuacji. Już nie mogę doczekać się mojej kolejnej wycieczki do tego ponurego świata - tym bardziej, że słyszałam, iż drugi tom jest jeszcze lepszy niż pierwszy! Na „Poczet Żołnierzy Wyklętych” Mateusza Saweczko czaiłam się już od pewnego czasu. O Niezłomnych ostatnio robi się coraz głośniej - stwierdziłam więc, że na mojej półce nie może zabraknąć czegoś, co uporządkowałoby trochę informacje o tych bohaterach. „Pilecki. Śladami mojego taty” Mirosława Krzyszkowskiego i Bogdana Wasztyla to pozycja, o której za wiele Wam powiedzieć nie umiem. Dostałam ją na Dzień Dziecka od cioci i wiem tyle, że jest związana właśnie z rotmistrzem Witoldem Pileckim. A ja o tym panu przeczytam wszystko ;)
„Deniwelację” dostałam od mojej mamy. Obie uwielbiamy Forsta, choć ja osobiście podchodzę do tej kontynuacji troszkę sceptycznie. Zwykle rozciąganie serii na kolejne tomy, gdy planowało się trylogię nie wychodzi na dobre...
Na „Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego udało mi się również naciągnąć moją mamę. Tutaj głównym argumentem był fakt, że jest on lekturą w liceum, a obecnie ciężko go dostać, więc trzeba korzystać, puki jest.

„Boże Igrzysko” oraz „Europę” Normana Davisa otrzymałam z okazji ukończenia gimnazjum od moich rodziców i dziadków. Sama sobie zażyczyłam takiego prezentu i jestem strasznie szczęśliwa, że mam te dwie cegiełki! (Tak, wiem, jestem zboczona na punkcie historii, zauważyłam już). Z kolei w szkole za wzorową naukę otrzymałam „Dziewczyny wyklęte” Szymona Nowaka. I tu jest pewien problem. A mianowicie ja już tę książkę mam. Teraz nie wiem, czy lepiej wydać to wydanie, czy zostawić je sobie na pamiątkę... Bo tego drugiego, w twardej, choćbym chciała pozbyć się nie mogę, bo już je sobie „podbiłam” exlibrisem. No nic, pożyjemy, zobaczymy. Z kolei za działalność w szkolnym Caritasie dostałam „Słówka nieokrojone” księdza Marka Chmielewskiego, czyli chyba jakieś jego teksty o św. Janie Bosko. Nie narzekam, zawsze warto lepiej poznać patrona szkoły, do której się chodzi ;) Zwłaszcza, gdy miał tak ciekawe życie jak ksiądz Bosko.
„Rotmistrza Pileckiego” Adama Cyry kupiłam sobie sama. Od dawna chciałam dostać właśnie tę biografię w swoje łapki, a teraz wreszcie ją mam! (Powtórzę: tak, wiem, jestem świrnięta, nic na to nie poradzę).

„Ostrze zdrajcy” Sebastiana de Castella zainteresowało mnie głównie dzięki masie pochlebnych opinii oraz porównaniom do „Trzech muszkieterów”, których ja uwielbiam! Na pewno wezmę się za nie w najbliższym czasie, bo zżera mnie ciekawość. „Proces” kupiłam z podobnych motywów, co „Inny świat” z tym, że to nie jest (chyba) lektura w liceum i nie tyle sama książka jest nie do dostania, co to wydanie. A bardzo mi na nim zależało, bo jest po prostu cudowne, jak zresztą większość powieści wydawanych przez wydawnictwo MG *.*


W czerwcu koleżanka pokazała mi stronę, na której można na w miarę normalnych zasadach oglądać seriale bez limitów. Oczywiście, musiałam ją wypróbować ;) Tym sposobem obejrzałam w czerwcu cztery seriale po jednym sezonie każdy (w wypadku Narcos był to sezon drugi). I co ja poradzę - wszystkie bardzo mi się spodobały, były bardzo wciągające i pozwoliły mi troszkę odpocząć. Wszystkie serdecznie Wam polecam!

A Series of Unfortunate Events   sezon 1   ★★★★★☆
Riverdale   sezon 1   ★★★★★★
Narcos   sezon 2   ★★★★★★
The People vs O. J. Simpson   ★★★★☆☆

Więcej nie będę o tych serialach opowiadać nie będę, bo planuje w sierpniu zrobić oddzielny post, o serialach, które oglądam bądź oglądałam ;)

~*~
Troszkę się dzisiaj rozpisałam... Dajcie znać, czy wolicie takie opisowe podsumowania, czy bardziej zwięzłe ;)
I koniecznie pochwalcie się, jak Wam minął czerwiec i ile przeczytaliście 😉
Możecie też zostawiać linki do Waszych podsumowań - chętnie zajrzę!

5 komentarzy:

  1. Riverdale <3
    Również zrobiłam sobie dwumiesięczną przerwę, jakoś blogowanie nie sprawiało mi takiej przyjemności - ale wróciłam, mam nadzieję, że już na dobre. W końcu ostatni rok nie należał na blogu do bardzo owocnych :(
    Czytałam "Czerwień rubinu" i wspominam go trochę lepiej, niż Ty. Taka leciutka, fajna lektura...
    Powodzenia w lipcu!
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na recenzję "Zakazanego życzenia" Jessiki Khoury,
    Patty z bloga pattbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tych książek, które wymieniłaś, czytałam tylko "Cmętarz zwieżąt". Była to jak na razie jedyna książka Kinga, z którą miałam styczność, ale przyznam, że naprawdę przypadła mi do gustu. Myślę, że jeszcze sięgnę po twórczość tego autora ;)
    Pozdrawiam! x

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładne zdjęcia. :)
    Przyznam szczerze że nie spodziewałam się takiej oceny Dworu - wszędzie widzę same 10, 9, ewentualnie 8, a u Ciebie 6 i jeszcze piszesz że nie będziesz kontynuowała przygody z tą serią... Zaskoczyłaś mnie xD Ale mimo wszystko i tak bardzo chcę to przeczytać. ;D
    Pozdrawiam
    http://recenzjeklaudii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Klimatyczne zdjęcia! *.*
    I takie obszerniejsze podsumowania też są fajne.. Chociaż ja to nigdy sobie samej nie lubię wyliczać ile książek przeczytałam.. :D Ale zawsze miło mi się czyta o sukcesach innych ;)

    Pozdrawiam
    http://swiatraven.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Tez nie wiem jakby mi się teraz czytało trylogię Gier. Też czytałam ją x lat temu i wtedy mi się podobała, podejrzewam, że teraz pewnie jestem na nią za stara ;')

    OdpowiedzUsuń