081. „Wilcza godzina” Andrius Tapinas

19:02

Nigdy w życiu nie miałam nic wspólnego z Litwą. Ani nie czytałam nic żadnego Litwina, ani nie odwiedziłam Wilna, ani nic. Co za tym idzie nazwisko Andrius Tapinas nic mi nie mówiło, zanim nie dowiedziałam się o istnieniu „Wilczej godziny”, o której z kolei wiedziałam tylko tyle, że jest to powieść fantastyczna z elementami steampunku. A wiecie. Klimaty a'la wiktoriańska Anglia, ciężka mgła połączona z wyziewami z fabryk osiadająca na alternatywnych wizjach miast, maszyny przechadzające się po ich ulicach, rzesze robotników podążających do kopalni, a w tym wszystkim cudowne wynalazki, genialni inżynierowie i szczypta fantastyki... Powiedzmy, że jest to coś, co zawsze przemawiało do mojej wyobraźni i nigdy nie trzeba mnie namawiać, bym odwiedziła kolejny świat oparty na takich zasadach. 
Niestety, tym razem po lekturze mam dość mieszane uczucia.

Wilno. Anno Domini 1905.
Przeszło 37 lat temu Wilno wydostało się ze szponów Imperium Rosyjskiego i dołączyło do utworzonego przez Rothschildów Aliansu, stając się jednocześnie wolnym miastem, podobnie jak Kraków, Konstantynopol, Praga oraz Rewla. Teraz stanowi ono ośrodek nauki i postępu, w którym prym wiodą alchemicy. Dzięki nim po niebie suną wspaniałe sterowce, a na ulicach można zobaczyć karety parowe. Miasto staje przed ogromną okazją - ma się w nim odbyć kongres, w którym udział wezmą najważniejsi ludzi ówczesnego świata. Jednak nagle w jednym z zaułków Wilna dochodzi do morderstwa i okazuje się, że miasta ma więcej tajemnic niż mogłoby się wydawać.


„Wilcza godzina” jest książką z zadatkami na bycie czymś rewelacyjnym, ale coś po drodze autorowie mocno nie wyszło. A szkoda, bo pierwsze rozdziały nastrajały bardzo optymistycznie. Autor pięknie odmalowuje nam swój obraz Wilna. (Zresztą kreacja tego miasta to jeden z niewielu stałych plusów książki, ale o tym jeszcze później). Pięknie, cud, miód, orzeszki. Zaczyna się też wyczuwać ten charakterystyczny dla steampunku klimat. Dodatkowo akcja zaczyna się z grubej rury, pierwsze kilkadziesiąt stron i już jest trup. Dobrze wiedzieć, że autor się nie cacka. Potem poznajemy naszych bohaterów, z których perspektywy mamy poznawać akcję... I tu się zaczyna główny problem tej książki.

Debiut Andriusa Tapinasa cierpi na nadmiar postaci i wątków. Narracja jest prowadzona z tylu różnych perspektyw, że czytelnik łatwo dostaje kręćka. Zwykle nie mam problemów związanych ze zbyt dużą ilością bohaterów, ale tutaj autor po pierwsze naprawdę przesadził, a po drugie - zrobił to bardzo nieumiejętnie. Największym problemem generowanym przez ten zabieg jest to, ze czytelnik o wszystkim dowiaduje się zbyt łatwo i za szybko. Żadna intryga w tej książce nie może wybrzmieć, bo my ją już znamy. My już wiemy, że o ten, tutaj, jest tym złym, który ma takie a takie zadanie. A mimo to musimy oglądać, jak pozostali bohaterowie do tego dochodzą, co nie wzbudza w nas żadnych emocji. Czytelnik czeka tylko na dopowiedzenie kilku szczegółów albo na konsekwencje niektórych działań. Oto jak zabić napięcie w książce.

Kolejnym problemem jest to, że przy takiej ilości bohaterów i ich wątków, ciężko jest się do nich przywiązać. Z jednej strony to bardzo miło, że mają oni trudności, że czasem bywa brutalnie... A z drugiej szkoda, że czytelnik ma to gdzieś, bo dana postać jest tak wyzuta ze wszystkiego, że trudno się z nią utożsamić. Wszystkie postacie co do jednej są schematyczne, płaskie i nie do polubienia. A szkoda, bo nie które miały pewien potencjał, jak chociażby legat wileński Antoni Srebro. Tylko, że uczyniono z niego postać tak wewnętrznie sprzeczną, że aż zęby bolą.
A jeżeli chodzi o postacie kobiece... No to praktycznie ich nie ma. A w zasadzie są dwie / trzy na krzyż i mają tak mało do powiedzenia w tej książce, że to aż boli. (Gdzie są feministki, gdy ich potrzeba!).

Niestety, kolejnym problemem „Wilczej godziny” jest... skrajnie niezrozumiała wizja świata. Ja nie przeczę, że autor na pewno miał genialny pomysł i w jego głowie to wszystko ma sens. Ale ja niestety wymiękłam. Zabrakło mi najprostszych informacji o funkcjonowania tego świata. Zwłaszcza że autor od razu rzuca czytelnika w wir fabuły i przez pierwsze sto stron ciężko jest się połapać w gąszczu nazw, imion,  miejsc i funkcji, które KAŻDEJ osobie nie będącej Litwinem nic nie powiedzą.

Jednak, coby powiedzieć tutaj coś miłego, wróćmy na chwilę do samego Wilna. Jedną rzecz muszę Tapinasowi przyznać. Jego pióro jest bardzo plastyczne i dobrze działa na wyobraźnie. Kreacja Wilna na kartach „Wilczej godziny” jest oszałamiająca. Tapinas pieczołowicie odmalował przed nami jego ulice, poszczególne dzielnice i najważniejsze miejsca. Autor też bardzo dobrze oddał klimat, jaki mógłby panować w Wilnie, a przez jego opisy mam ochotę choćby zaraz ruszyć na Litwę by zobaczyć je na własne oczy.


„Wilcza godzina” to powieść pełna potencjału. Widać, że autor miał ciekawy pomysł, potrafi oddać klimat danego miejsca i ma sporą wyobraźnię. Zabrakło mu jednak uporządkowania tego wszystkiego... Oraz wywalenia niepotrzebnych narracji i zbędnych wątków. Szkoda też, że Tapinas zamiast opowiedzieć nam coś o swoim świecie, zabrał nas jedynie na spacer wileńskimi ulicami.
Jestem debiutem Tapinasa rozczarowana, ale chętnie sięgnę po kolejne tomy, by zobaczyć czy może autor rozwinął swoje literackie skrzydła. Mam taką nadzieję, bo mam wrażenie, że większość problemów „Wilczej godziny” bierze się z "syndromu tomu pierwszego". Ergo w drugim powinno już być lepiej.
A przynajmniej bądźmy dobrej myśli.

W   P I G U Ł C E
AUTOR: Andrius Tapinas  
TYTUŁ ORYGINAŁU: Vilko valanda
TŁUMACZENIE: Laurynas Cabdravicius
DATA WYDANIA: 5 lipca 2017
LICZBA STRON: 480
WYDAWNICTWO SQN
CYKL: Akmens ir Garo miestai (tom 1)
OCENA: ★★★★★★☆☆☆☆  6 / 10


A K M E N S   I R   G A R O   M I E S T A I
„Wilcza godzina” | „Maro diena”

PRZECZYTANA W RAMACH:
Wyzwania Olimpiada Czytelniczka 2017 organizowanego przez Pośredniczkaa
Wyzwania Przeczytam tyle, ile mam wzrostu organizowanego przez Dżosefinn's Books

You Might Also Like

1 komentarze

  1. Mnie osobiście niezwykle ta książka wymęczyła. A szkoda, bo uwielbiam steampunk.

    OdpowiedzUsuń