6 / 10

081. „Wilcza godzina” Andrius Tapinas

19:02

Nigdy w życiu nie miałam nic wspólnego z Litwą. Ani nie czytałam nic żadnego Litwina, ani nie odwiedziłam Wilna, ani nic. Co za tym idzie nazwisko Andrius Tapinas nic mi nie mówiło, zanim nie dowiedziałam się o istnieniu „Wilczej godziny”, o której z kolei wiedziałam tylko tyle, że jest to powieść fantastyczna z elementami steampunku. A wiecie. Klimaty a'la wiktoriańska Anglia, ciężka mgła połączona z wyziewami z fabryk osiadająca na alternatywnych wizjach miast, maszyny przechadzające się po ich ulicach, rzesze robotników podążających do kopalni, a w tym wszystkim cudowne wynalazki, genialni inżynierowie i szczypta fantastyki... Powiedzmy, że jest to coś, co zawsze przemawiało do mojej wyobraźni i nigdy nie trzeba mnie namawiać, bym odwiedziła kolejny świat oparty na takich zasadach. 
Niestety, tym razem po lekturze mam dość mieszane uczucia.

7 / 10

081. „Żniwiarz. Pusta noc” Paulina Hendel

19:00

Drodzy państwo. Oto macie przed sobą na obrazku powyżej spełnienie czytelniczych moich marzeń sprzed paru lat. Upiory wyciągnięte żywcem ze słowiańskiego bestiariusza i ich łowcy rodem z „Supernatural”... No cóż. Co tu dużo mówić. Hasło „polskie Supernatural” sprawiło, że musiałam przekonać się, czy pani Paulina Hendel stanęła na wysokości zadania (spoiler: oczywiście!) i stworzyła naprawdę dobrą polską książkę dla młodzieży nawiązującą do naszych rodzimych dawnych wierzeń (spoiler: a jakże!). 
Także jeżeli macie już dość spokojnych nocy i dni, spędzonych w błogiej nieświadomości o istnieniu nawi...Ups, tego miałam nie pisać... No nic, w każdym razie zapraszam na recenzję „Pustej nocy”!

8 / 10

080. „Rdza” Jakub Małecki

19:55

Rok temu Jakub Małecki totalnie zachwycił mnie swoimi „Śladami”. Zakochałam się w nich bez pamięci, zresztą do dzisiaj, gdy o nich pomyślę, czuję się nimi oczarowana. Zrobiły na mnie olbrzymie wrażenie i sprawiły, że nie mogłam doczekać się sięgnięcia po kolejną książkę tego autora.
Gdy tylko pojawiły się informacje o premierze „Rdzy”, nie mogłam przejść koło nich obojętnie. Byłam bardzo podekscytowana, a wszechobecne „ochy i achy” tylko mnie jeszcze bardziej nakręcały. Jednak kiedy dostałam ją już w swoje łapki postanowiłam najpierw ochłonąć przed lekturą. Bałam się, że pod wpływem tego wszystkiego rozczaruję się albo wręcz przeciwnie - nakręcona nie zauważę wad. Co za tym idzie za lekturę „Rdzy” zabrałam się z lekkim opóźnieniem względem całego czytelniczego świata.
Ale tak samo jak większość czytelników się nią zachwyciłam.

8 / 10

079. „Nigdziebądź” Neil Gaiman

22:34

Neil Gaiman to jeden z najbardziej znanych angielskich pisarzy powieści z gatunku fantasy. Ba! Powszechnie uważa się go za jednego z najlepszych współczesnych autorów tego typu książek. Został zresztą nagrodzony szeregiem prestiżowych nagród literackich. Nie raz, nie dwa, buszując w internecie, stykałam się z ogromnymi zachwytami nad jego twórczością.
Muszę się jednakowoż przyznać, że to powszechne uwielbienie dla Gaimana pozostawało dla mnie nie lada zagadką. Enigmą. Lektura „Gwiezdnego pyłu” czy „Koraliny” nie wywarła na mnie, łagodnie mówiąc, żadnego wrażenia. Wręcz czułam się lekko rozczarowana. No bo czym tu się niby zachwycać? Ot, bajki dla dorosłych, nie on jeden na to wpadł.
Jakkolwiek postanowiłam dać Neilowi Gaimanowi jeszcze jedną szansę na rozkochane mnie w swojej twórczości i sięgnęłam po chyba jego najbardziej sztandarową, obok  „Amerykańskich bogów” i  „Księgi cmentarnej”, powieść -  „Nigdziebądź”. Stwierdziłam, że jeśli ona mi się nie spodoba, to daję sobie z tym panem spokój.
A co z tego wyszło?

7.5 / 10

078. „Impuls” Tomasz Duszyński

11:43


Wydawnictwo SQN chyba za punkt honoru objęło sobie uszczęśliwienie zwolenników steampunku. Najpierw wydali cykl „Wojny Mechaniczne”, potem do sprzedaży trafiła „Wilcza godzina”, aż w końcu na pułki księgarni trafiło coś naszego rodzimego twórcy -  „Impuls” Tomasza Duszyńskiego.
Powieść ta zaintrygowała mnie od pierwszego wejrzenia. Okładka, tytuł i ten napis z tyłu: „Taka Polska mogła się wydarzyć”... Brzmi i wygląda na coś idealnego dla mnie. Bo wiecie. Powieść reprezentująca alternatywną wersję II Rzeczypospolitej - jak miałabym przejść koło niej obojętnie! Zwłaszcza że, chyba jak każda osoba, która interesuje się historią, od czasu do czasu lubię posnuć rozważania z gatunku  „co by było gdyby”. Takie alternatywne wersje historii zawsze rozpalają wyobraźnię. Bo to by się przecież mogło wydarzyć...

posty informacyjne

Ladies and gentlemen! I'm coming back!!!

12:31

God dag!
Żyję. Ledwo, bo ledwo, ale żyję.
Właśnie udało mi się na chwilę wygrzebać spod ton zadań domowych z matematyki, kserówek z angielskiego, ćwiczeń z niemieckiego, lektur na historię, ćwiczeń z chemii, biologii i fizyki, prasówek na przedsiębiorczość, wos i wok... I dochodzę do wniosku, że życie jednak nie jest takie piękne.

Będę szczera. Wiedziałam, że liceum, a zwłaszcza pierwsza klasa, to ostra harówa... Ale nie wiedziałam, że będzie aż tak źle. Powiedzmy, że pierwsze miesiące w tej zacnej instytucji były niczym kubeł zimnej wody. 
Ostatnio odnoszę wręcz wrażenie, że już nic nie robię w swoim życiu poza uczeniem się i spaniem. 

Co za tym idzie musiałam postanowić, co dalej z blogiem. Po długich godzinach rozważania wszystkich rozwiązań oraz ich wad i zalet, postanowiłam go reaktywować. Ktoś się mnie może zapyta: „Ale jak to? Czasu nie masz, tylko śpisz, jesz i kujesz, a będziesz jeszcze bloga prowadzić?!?!”.
A i owszem.
Z prostego powodu.
Jak nie wrócę do czytania i blogowania to w ciągu najbliższego miesiąca trzeba mnie będzie wysłać do wariatkowa. 

W tym momencie wypadałoby Was przeprosić za moją nieobecność. A więc przepraszam. Nie mogę zagwarantować, że to się nie powtórzy, choć bardzo chciałabym, żeby Książkoholizm Postępujący działał prężnie. Niestety, jak to mówiła moja eks-nauczycielka biologii: „Life is brutal”.
I tak pozostaje się cieszyć, że nie wybieram się na medycynę...

Teraz natomiast chciałabym pokazać Wam, co dokładnie teraz porabiam. 


CO  TERAZ  CZYTAM?

Bardzo dobre pytanie. Zaczęłam czytać tak wiele książek, że już sama się w tym pogubiłam. Wszystko przez nawał nauki i marazm jesienny. Poza tym, zacząć książkę jest prosto. Ze skończeniem jest trudniej, zwłaszcza gdy ma się predyspozycje do szybkiego nudzenia się daną historią.
Ogółem w tej chwili jestem w trakcie czytania sześciu książek (↑), a kolejne pięć podczytuje (↓). Nie wiem, jak wybrnąć z tej sytuacji. 

Na pewno chcę jak najszybciej skończyć „Chłopca na szczycie góry”, „Traktat o łuskaniu fasoli” i tom pierwszy „Nędzników”. Powoli jakoś się wygramolę się z tego kryzysu, ale to pewnie trochę potrwa.




ZAKUP  ROKU  -  CZYTNIK

Tak, w końcu dojrzałam do tej decyzji. Zawsze broniłam się przed ebookami rękami i nogami, ale kwestie finansowe zmusiły mnie do ponownego rozpatrzenia tej sprawy. Jak widać na załączonym obrazku ostatecznie zdecydowałam się.

I wyszło na to, że się w nim zakochałam. Lekki, prosty w obsłudze, można go wziąć wszędzie... Niestety, wcale nie pomógł mi wygrzebać się z czytelniczego impasu. Właściwie przez dostęp do Legimi jeszcze go spotęgował... Choć w sumie lepiej mieć za dużo książek do czytania niż za mało.

Jest to zakup praktycznie nowy, bo dostałam go w swoje łapki ledwie tydzień temu. Może za jakiś czas zrobię oddzielnego posta na temat ebooków, ale raczej nie w ciągu najbliższego miesiąca.


HISTORIA  MOJA  MIŁOŚĆ

Liceum wcale nie obrzydziło mi tego przedmiotu (jak na razie). Ale jest na dobrej drodze.
Właśnie przygotowuję się do olimpiady tematycznej o historii Polski od 1887 do 1922 i jestem dobita ilością książek, jakie muszę sobie przyswoić... To, co macie u góry, to dopiero początek XD 

Jednak nie będę ukrywać, że zwyczajnie lubię te klimaty. Nie podjęłabym się tego, gdyby nauka historii nie sprawiała mi przyjemności. Wiem, że może się to wydawać dziwne, ale ja w tych tematach naprawdę czuję się jak ryba w wodzie i siedzenie nad tym daje mi mnóstwo satysfakcji.


JĘZYKI  -  NOWA  PASJA

Tak się składa też, że ostatnio zakręciłam się wokół nauki języków. Stwierdziłam, że jest to coś na tyle ważnego w kontekście mojej przyszłości, iż należałoby się ostro wziąć za sprawę.

Angielski nigdy nie sprawiał mi kłopotu, ale chcę sobie ugruntować słownictwo i przećwiczyć gramatykę. A poza tym, lubię ten język.

Niemiecki z kolei po prostu stanął mi na ambicji. Uczę się go od czwartej klasy podstawówki, a czuję się, jakbym nie ruszyła przez te blisko siedem lat z miejsca. Postanowiłam zmienić ten stan rzeczy i obecnie ciężko pracuje nad swoim słownictwem i gramatyką. Choć muszę przyznać, że deklinacja w tym języku dalej stanowi dla mnie czarną magię.

Natomiast włoski zafascynował mnie, gdy ostatnio miałam okazję być we Włoszech. Pokochałam  go od pierwszego usłyszenia, a że kursy są strasznie drogie, czasochłonne i niestety ciężko dostępne w moim mieście, postanowiłam zainwestować w samouczki. Obecnie trochę go zaniedbałam przez nawał nauki, ale będę szczera - nie uczę się go na wyścigi, a dla przyjemności. 

Ponadto zaczęłam uczyć się cyrylicy i obecnie ją ćwiczę pisząc w niej polskie wyrazy. Robię to oczywiście z myślą o rosyjskim, ale najpierw chcę ogarnąć podstawy włoskiego, a dopiero potem brać się za kolejny język.


... SZKOŁA -,-'

Czyli niszczyciel wszelkich szczytnych planów i idei. Powiem szczerze, że jeszcze nigdy nie darzyłam tej instytucji tak głęboką nienawiścią. Zwłaszcza, że nie rozumiem sensu umieszczania w naszym planie przedmiotów po kroju przedsiębiorczości, woku czy edb. 

Nie mogę się już doczekać końca pierwszej klasy - w drugiej klasie odchodzą mi z planu wszystkie przedmioty, z których nie zdaję matury. Już się cieszę, że w przyszłym roku nie będę musiała przejmować się fizyką i chemią. 

Dodam, że troszkę się opuściłam w nauce. Ale co ja mogę, ze doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny, a jeść, spać i czytać trzeba. Poza tym doszłam do wniosku, ze trzeba się skupić na przedmiotach-priorytetach, czyli takimi, z którymi wiążę swoją przyszłość. Oczywiście, nie zamierzam schodzić poniżej pewnego poziomu, ale o świadectwie z paskiem to mogę zapomnieć.
Mimo nawału pracy, wracam. Permanentnie, nieodwołanie. Chcę wskrzesić tego bloga, chcę żeby działał i się rozwijał. Podejrzewam, że posty nie będę się pojawiały częściej niż raz na tydzień, ale będę dążyć do dwóch wpisów tygodniowo... Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Możliwe też, że pojawią się jakieś posty odnośnie historii, szkoły i języków. Mam nadzieję, że one też się Wam spodobają :) Oczywiście, dalej będzie to blog w 99,5% książkowy ;)

W każdym razie warto to podkreślić to jeszcze raz:
Książkoholizm Postępujący wraca!

8 / 10

077. „Między niebem a Lou” Lorraine Fouchet

11:33

Książka „Między niebem a Lou” przyszła do mnie tak niespodziewanie, że w pierwszej chwili myślałam, iż nastąpiła jakaś pomyłka. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, okładka była mi zupełnie obca, a nazwisko autorki pierwszy raz w życiu na oczy widziałam. Ba! Przecież poza Dumasem i „Małym Księciem” nie miałam w ogóle do czynienia z literaturą francuską... (A nie, przepraszam, był jeszcze Molier, ale niezbyt miło go wspominam). Ale żeby akcja rozgrywała się we współczesnej Francji? Dla mnie zupełna nowość. Książka-Enigma, a w końcu nic tak nie pociąga człowieka jak tajemnica, prawda?
Jednak mój zapał trochę osłabł, gdy przeczytałam opis. Wiecie, nie przepadam za takimi rodzinnymi opowieściami. Po tego typu książki sięgam naprawdę sporadycznie, od wielkiego dzwonu. Podobne pozycje na mojej półce mogę policzyć na palcach jednej ręki.
I tutaj  „Między niebem a Lou” zrobiło mi jeszcze większą niespodziankę.

8 / 10

076. „Ściana burz” Ken Liu

15:08


W końcu nadszedł ten czas - po  długim czekaniu dostałam w swoje łapki drugi tom cyklu „Pod Sztandarem Dzikiego Kwiatu” Kena Liu.
Nawet nie wiecie, jak strasznie uwielbiam „Królów Dary”. Dla mnie to jedna z najlepszych powieści, jakie kiedykolwiek przeczytałam. Zakochałam się w niej od pierwszej strony i czytałam ją z zapartym tchem do ostatniego rozdziału. Wszystko, co mogło, mnie zachwyciło w tej książce. Niemniej, jest jeden dla mnie problem. Po lekturze pierwszego tomu nie czułam zbytniej potrzeby sięgnięcia po kontynuację. Dla mnie „Królowie Dary” to mogłaby być jedynie jednotomówka. Wszystkie wątki zamknęły się wręcz perfekcyjnie dla mnie.
Co za tym idzie do „Ściany burz” podchodziłam raczej sceptycznie. Z jednej strony byłam ciekawa, jak dalej potoczyły się losy Kuniego Garu i jego bliskich, a z drugiej... Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że to będzie coś zbędnego. Coś co może i  pozwoli mi przenieść się do mojej ukochanej Dary, ale też ie sprawi mi już takie satysfakcji, jak tom pierwszy.
I niestety, jeśli chodzi o moje prywatne odczucia, miałam sporo racji.