037. Dziewczyna z pomarańczami - Jostein Gaarder
12:31
Po Dziewczynę z pomarańczami sięgnęłam z czystej ciekawości, zachęcona mnóstwem pozytywnych opinii. Intrygujący opis i ta przepiękna okładka kusiły mnie już od dawna, jednak moje pierwsze spotkanie z Josteinem Gaarderem skutecznie odstraszało mnie od jego twórczości. W zeszłym roku czytałam jego powieść Świat Zofii i o ile na początku książka bardzo mi się spodobała jako prosty i dość przyjemny przewodnik po filozofii, tak od połowy czułam się jedynie zagubiona w sposobie jaki autor kreował rzeczywistość. W związku z tym obawiałam się kolejnego spotkania z twórczością autora.
Na szczęście moje strachy były nieuzasadnione.
Na szczęście moje strachy były nieuzasadnione.
„ Marzenie o czymś nieprawdopodobnym ma własną nazwę. Nazywamy je nadzieją. ”
Piętnastoletni Georg pewnego dnia otrzymuje list od ojca. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jego rodzic zmarł, gdy nasz główny bohater miał niecałe cztery latka. A teraz nagle po jedenastu latach chłopak ma szansę odbyć swoistą rozmowę ze swoim tatą, dzięki wiadomości którą ten zostawił w starej czerwonej spacerówce.
W swoim liście ojciec dzieli się z synem historią tajemniczej Dziewczyny z Pomarańczami, próbując odkryć kim ta dziewczyna naprawdę jest. Zadaje też swojemu synowi pytania o sens życia, śmierć oraz snuje refleksje nad otaczającym go światem.
Mam dosyć mieszane odczucia co do Dziewczyny z Pomarańczami. Po prostu nie zachwyciła mnie ona tak jak tego chciałam. Liczyłam na coś, co trochę zmieni mój sposób myślenia i otworzy mi oczy na nowe sprawy. A tak w sumie dostałam książkę, która autentycznie zwraca uwagę czytelnika na pewne aspekty rzeczywistości, na które zwykle nie poświęca się czasu. Sęk w tym, że ja już swego czasu sama zapuściłam się w te obszary rzeczywistości i autor otworzył mi oczy, na coś co już widziałam. Odebrało to trochę magii tej lekturze.
Na szczęście, mimo to, Dziewczyna z Pomarańczami i tak udało się trafić do mojego serducha.
„Jesteśmy na świecie tylko ten jeden raz. Pojawiamy się tutaj zaledwie na krótką chwilę.”
Mam dosyć mieszane odczucia co do Dziewczyny z Pomarańczami. Po prostu nie zachwyciła mnie ona tak jak tego chciałam. Liczyłam na coś, co trochę zmieni mój sposób myślenia i otworzy mi oczy na nowe sprawy. A tak w sumie dostałam książkę, która autentycznie zwraca uwagę czytelnika na pewne aspekty rzeczywistości, na które zwykle nie poświęca się czasu. Sęk w tym, że ja już swego czasu sama zapuściłam się w te obszary rzeczywistości i autor otworzył mi oczy, na coś co już widziałam. Odebrało to trochę magii tej lekturze.
Dziewczyna z Pomarańczami to bardzo krótka, ale przy tym przepełniona emocjami książka. Na niecałych stu pięćdziesięciu stronach autor podnosi wiele niełatwych tematów i snuje rozważania dotyczące najważniejszych dla wszystkich ludzi zagadnień.
Książka wyróżnia się na tle innych dzięki temu, że składa się ona w głównej mierze z fragmentów listu ojca do syna. Wysunęłabym nawet tezę, że pomiędzy zmarłym a żyjącym nawiązuje się swoisty dialog. Ojciec zadaje synowi pytania, a ten stara się na nie odpowiedzieć. Jest to historia bardzo intymna, w której bohaterowie podejmują niełatwe tematy dotyczące pełni życia i śmierci.
A teraz to co mi się nie podobało, czyli kreacja bohaterów. Georg jak na piętnastolatka zachowuje się trochę... nazwijmy to nie stosownie do wieku. Widzicie, sama mam tyle samo lat i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że czytam o kimś młodszym, co mnie trochę wytrącało z równowagi.
Ojciec Georga, którego poznajemy dzięki jego listowi, z kolei zachowuje się tak jakby był pod wpływem jakichś środków odurzających. Te teorie, które on uskuteczniał odnośnie Dziewczyny z Pomarańczami, brzmiały trochę jak bredzenie połączenia bajkomaniaka z fanem wszelakich teorii spiskowych (i to tych najdziwniejszych). Zachowywał się bardzo irracjonalnie, czy mnie niemiłosiernie irytował. Całkiem możliwe, że autor chciał pokazać, co się dzieje z zakochanym człowiekiem, ale wyszło mu to... No, powiedźmy, że mu to nie wyszło. A na miejscu samej Dziewczyny z Pomarańczami wzięłabym go za wariata i najprawdopodobniej zgłosiłabym sytuacje na policję.
Ogólnie bohaterowie w tej książce praktycznie nie mają charakterów, tylko cechy szczególne, które mają nam starczyć jako ich charakteryzacje.
A tożsamości Dziewczyny z Pomarańczami domyśliłam się od pierwszej sceny z jej udziałem. (Potem przez pół książki nie mogłam pozbyć się skojarzeń co do pewnego serialu, którego, żeby było zabawniej, nawet nie oglądałam).
Świat przedstawiony jest niesamowicie szczegółowy. Autor wymienia różne ulice, po których ojciec Grega kiedyś chodził, a część z nich nawet opisuje. Łał. Powiem szczerze, że chyba lepiej by się tą powieść czytało, gdyby się znało dobrze Oslo. Wtedy może te nazwy ulic i przystanków by coś nam powiedziały.
Opisy przestrzeni są mało plastyczne i pojawiają się wtedy, gdy jest to n a p r a w d ę konieczne. Możliwe, że był to celowy zamysł, aby to nasza wyobraźnia się wykazała albo żeby nie odwracać naszej uwagi od tematyki utworu. Jednak mnie to nie przypasowało i tyle.
Zdaję sobie jednak sprawę, że te dwie kwestie co do których mam zastrzeżenia, nie są w tej książce aż tak istotne. W Dziewczynie z Pomarańczami najważniejsza jest sama historia opowiadana przez tatę głównego bohatera,a gabaryty tej powieści raczej nie pozwoliłyby na bardziej szczegółowe rozpisywanie się odnośnie świata przedstawionego.
Na podstawie dwóch książek Gaardera stwierdzam, że jego książki w swojej budowie trochę przypominają mi powieści dla dzieci, gdzie niebo jest niebieskie, a nie niebo jest lazurowe i ganiają po nim chmurki. Jego styl jest bardzo prosty, konkretny, a próby nadania mu plastyczności są troszeczkę nieudolne.
„ Nie mam nic przeciwko cieniom do powiek i szmince. Ale przecież żyjemy na planecie zawieszonej gdzieś we wszechświecie. Moim zdaniem można oszaleć, gdy człowiek to sobie uświadomi. Wprost niewiarygodne, że w ogóle istnieje wszechświat. Są jednak dziewczyny, które zza tuszu do rzęs nie potrafią dostrzec kosmosu. Są też chłopcy, którzy nie są w stanie spojrzeć ponad horyzont, bo przeszkadza im w tym piłka. W każdym razie małe lusterko do makijażu od porządnego zwierciadła teleskopu dzieli spory dystans! Wydaje mi się, że pokonanie tego dystansu można określić jako "przesunięcie perspektywy". Możliwe, że dałoby się to również nazwać "reakcją aha!". Na takie doznania nigdy nie jest za późno. Mnóstwo ludzi jednak przeżywa całe życie bez świadomości, że unoszą się w próżni. Zbyt wiele powstrzymuje ich na powierzchni. Wystarcza im myślenie o tym, jak wyglądają. ”
Dobra, mogę się zgodzić z tym, że jest to powieść czarująca, magiczna, intrygująca i pobudzająca szare komórki do wzmożonego wysiłku. Ale jednocześnie bynajmniej nie jest to arcydzieło. Dziewczyna z Pomarańczami to powieść, która ma nas przede wszystkim skłonić do refleksji. Ma nam być smutno i mamy się wzruszać. I mimo tego, że mocno narzekam na to, że świat przedstawiony został w niej potraktowany trochę po macoszemu, to książka naprawdę mi się podobała. Tymi wywodami po prostu chciałam Wam uświadomić, że jest to powieść, którą czyta się dla samej historii, a nie dla wspaniałego świata, czy bohaterów. Jej największym atutem jest to co ona opowiada, a nie to jak to robi.
|| OCENA: 7 / 10 | TŁUMACZENIE: IWONA ZIMNICKA | TYTUŁ ORYGINAŁU: APPELSINPIKEN | DATA WYDANIA: 8 KWIETNIA 2015 | LICZBA STRON: 144 | WYDAWNICTWO CZARNA OWCA ||
9 komentarze
Oj, ale Young adult to na pewno nie jest...
OdpowiedzUsuńDla mnie też to nie było to arcydzieło, ale miała coś w sobie... Była właśnie taka refleksyjna, do zastanowienia się nad sobą.
O kurczaki! Jaka cudowna okładka.
OdpowiedzUsuńO książce jeszcze nie słyszałam, jednak jak piszesz, że to nie arcydzieło, to raczej po nią nie sięgnę. Lubie książki, które mają w sobie taką moc, coś co mnie do niej przyciągnie. Tak samo jak brak opisów przestrzeni - to jest dość niesmaczne :/
Pozdrawiam
http://bookparadisebynatalia.blogspot.com
Nie słyszałam wcześniej o tej książce. Choć przyznaję, teraz o niej długo nie zapomnę; mam ogromną ochotę ją przeczytać - liczę że niedługo to zrobię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Podróże w książki
Przeczytałam tą książkę na konkurs i bardzo mi się spodobała. W przeciwieństwie do większości 'konkursowych' książek tą jestem naprawdę oczarowana. Mam do niej taki sentyment i na pewno kiedyś jeszcze do niej wrócę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://artefakty-nuki.blogspot.com/
Od dłuższego już czasu mam ochotę, by po tę pozycję przeczytać. Po wszystkich przeczytanych recenzjach nie nastawiam się na nie wiadomo co...ale w pewien sposób mnie ona intryguje!
OdpowiedzUsuńUwielbiam ją, jest przepiękna. <3
OdpowiedzUsuńSkoro książka jest tak pozytywnie oceniona, to muszę po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńTa książka kusi mnie już od paru dobrych lat, ale zawsze o niej zapominam przy składaniu zamówienia w księgarni. Tak patrzę na to Twoje zdjęcie (które nawiasem mówiąc jest śliczne :D) i powiem, że nie spodziewałam się, że jest to tak cieniutka książeczka. No i jeszcze ta cudowna okładka *.* aż nie chcę odrywać od niej wzroku.
OdpowiedzUsuńBuziaki, Lunatyczka
Skoro ma być smutno i wzruszać, to chyba to jest książka, której szukam. Lubię powieści skłaniające do refleksji, nawet, jeśli mają "po drodze" wiele wad. Na pewno kiedyś spróbuję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Caroline Livre